czwartek, 12 maja 2016

5. Pożądanie wygrywa nad rozumem?

Lena cały czas wpatrywała się w prowadzącego wykład Fernando. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Nagle jej marzenie stało przed nią! Bardzo, ale to bardzo się jej podobał. Pociągało ją w nim wszystko. Jednak chyba najbardziej oczy. Siedziała na tyle blisko, że doskonale widziała jego brązowo-zielone tęczówki. Uśmiechał się od czasu do czasu nerwowo ukazując swoje urocze zmarszczki. Lena doskonale zdawała sobie sprawę z różnicy wieku jaka ich dzieliła, ale jakoś nie widziała w tym problemu. Próbowała spotykać się z rówieśnikami, ale tylko ją irytowali. Byli dla niej zbyt dziecinni, ona szukała kogoś kto się nią zaopiekuje, zatroszczy o nią, a nie kogoś kogo ona musi bawić. Fernando był dorosłym, wspaniałym mężczyzną, który mógłby jej to wszystko zapewnić. Do tego ta obrączka na palcu... Kompletnie jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Imponowało jej to i sprawiało, że podobał się jej jeszcze bardziej. Uszczęśliwił i zapewnił byt jednej kobiecie, więc jej też by potrafił.
Fernando z kolei czuł na sobie wzrok Leny i ciągle się jąkał. Podobała mu się wizualnie, ale nie chciał by mu się podobała! Miał żonę i dzieci! Żadna inna laska nie powinna mu się podobać! Ale mu się podobała! I zamiast skupić się na wykładzie ciągle bił się ze swoimi myślami, a to owocowało tym, że się jąkał.
Villa był już tym zirytowany. Nagle jego wyszczekany kolega stał się jąkałą! Do czego to doszło?! Aż go w środku skręcało ze złości! Chciał go walnąć, ale nie mógł, bo zbyt wiele osób patrzyło!
-Pytania? - Torres dobrnął do końca swojej wypowiedzi.
Niemal natychmiast dłoń Leny wystrzeliła w górę.
-Tak? - Fernando nie mógł jej zignorować. Dziewczyna wstała, odgarnęła na plecy włosy i zadała pytanie. Torres nerwowo przełknął ślinę. To co się z nim działo zdecydowanie mu się nie podobało, ale ta smarkula go pociągała. Walczył z tym, ale dziś jego ciało wyjątkowo nie chciało go słuchać.
-Jak radzi pan sobie ze stresem? - spytała słodkim i radosnym głosem.
-Nie radzi - odparł Villa trochę za głośno, bo wszyscy usłyszeli. Dziewczyna błysnęła zębami. David podrapał się po bródce. Kogoś mu przypominała. Ten błysk w oku, odwaga, uśmiech...
-Słucham ulubionej muzyki.... Eee... Spędzam czas z... Eee... Rodziną... Takie tam - błądził nadal Torres.
-Czyli, żeby się odstresować poleca pan rodzinę i muzykę? Tylko? Żadnych imprez, nic? - rozłożyła ręce, a sala się zaśmiała.
-Mam już tyle lat, że tyle mi pomaga - odparł. Villa zarejestrował, że to jego pierwsze zdanie bez jąkania odkąd tu przyszli.
-Bez przesady, nie osiągnął pan wieku starca z siwą brodą - uśmiechnęła się kokieteryjnie. Fernando zrobiło się gorąco. Szybko napił się wody, ale niewiele mu to pomogło.
Tymczasem Villa dalej rozmyślał skąd kojarzy twarz tej dziewczyny. Czuł, że powinien kojarzyć, czuł, że się denerwował na samo wspomnienie. Myślał i myślał, ale jego mózg nie chciał współpracować!
-Słyszałam, że piłkarze mają różne sposoby na stres. Imprezy, alkohol, dziewczyny - skrzywiła się delikatnie.
-To zależy, którzy - mruknął Torres.
-Czyli mamy wszyscy uwierzyć, że na stres całe życie pomagało panu tylko tyle? - w jej głosie słychać było drwinę.
-Eee... No, nie zawsze... - bąknął Nando.
-Czyli mam rację co do odstresowania się piłkarzy?
-Ma pani jakieś własne doświadczenia? - wtrącił się David.
-Nie, ale słyszałam co nie co - pokręciła głową. - Słynne realowe imprezy... - zawiesiła głos. Wszyscy spojrzeli na nią z zainteresowaniem. Nagle Villa dostał olśnienia! Aż wstał pstrykając palcami.
-Velazquez - wysyczał głosem pełnym nienawiści. Dziewczyna spojrzała na niego zdumiona.
-Słucham?
-Kama?... Nie, za młoda. To może ta druga, ta wyszczekana, Neva - warczał.
-Lena - odpowiedziała z uśmiechem. - Siostra Kamy i Nevy.
-Och matko - opadł na siedzenie. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich bardzo podobna dziewczyna.
-Dziękujemy za przybycie, czas wykładu właśnie dobiegł końca - oznajmiła. Przez salę przebiegł pomruk niezadowolenia, ale Torres tak długo składał zdania, że faktycznie czas już minął. Ludzie zaczęli wychodzić, ale Lena nie ruszyła się z miejsca. Usiadła na krześle zakładając nogę na nogę i czekając na dalszy rozwój wypadków.
-Panna Velazquez - wysyczał Villa.
-David - Kama skłoniła delikatnie głową. - Fernando - uśmiechnęła się do blondyna.
-Co tu robisz? - podskoczył Villa.
-Kończę to żałosne wystąpienie - spojrzała na Torresa. - I przyjechałam po siostrę, koguciku - odparła ze sztucznym uśmiechem zwracając się do Villi.
-Ona, ona...! - David wskazał palcem na Lenę.
-Pomogłam się wam skompromitować? - podpowiedziała śmiejąc się radośnie. - Wydaje mi się, że pan Torres wszystko zrobił sam. Wbiłam tylko ostatni gwoźdź do trumny.
-Ile was jeszcze jest, pomioty diabła?! - zatrząsł się David.
-Dokładnie tyle ile się obawiasz - odparła Kama i wyszła ciągnąc za sobą siostrę.
-Czemu po mnie przyjechałaś? - spytała Lena.
-Bo zaczęłaś wzdychać do żywego Torresa, a nie jego papierowego odbicia na ścianie.
-On się jąka.
-Och, a plakat nie? - zadrwiła. - On się stresuje i gówno wie o odstresowaniu - wyszły na parking, gdzie czekała na nie taksówka.
-Podsłuchiwałaś? - szepnęła Lena, gdy wsiadły i Kama podała jakiś adres.
-Oczywiście.
-Gdzie Neva?
-Nie obchodzi mnie to - Kama zajęła się oglądaniem swojego telefonu.
-Pokłóciłyście się?
-Nie - spojrzała na siostrę. - Po co przyjechałaś?
-Czekam na wyniki egzaminów, chcę złożyć papiery na studia... Nudzę się?
-Ty się nudziłaś na swojej ukochanej Fuercie? - zakpiła.
-Udawaj, udawaj, ale wiem, że tak samo jak Neva tęsknisz za tym szumem oceanu, jego zapachem, wiatrem na policzkach, słonym smakiem ust po oblizaniu ich...
-Zamknij się - przerwała jej. - Zostaniesz u Nevy i Isco - wysiadły z taksówki. Kama nie czekała na siostrę wojującą z walizką i szybkim krokiem poszła do drzwi wejściowych na klatkę.
Lena klnąc na czym świat stoi wygrzebała się z samochodu i poszła za siostrą.


Jese zszedł na dół. Mieszkanie Isco i Nevy traktował jako niższe piętro swojego mieszkania. Zasada była prosta, gdy jego lodówka była pusta, ta na dole zazwyczaj była pełna. Nigdy się jeszcze nie rozczarował. To było nawet lepsze niż jakiś całodobowy supermarket, bo nie musiał płacić, nie musiał się zastanawiać co zje, bo zawsze było to co chciał, i najważniejsze - było blisko!
Wszedł do kuchni, pomyszkował w szafkach i doszedł do lodówki. Wyjął sobie, godny mężczyzny, kawałek szynki i ugryzł. Popić postanowił sokiem pomarańczowym prosto z kartonu. Usiadł na blacie kuchennej szafki i delektował się posiłkiem. Gdy zobaczył wchodzącą Kamę nawet nie mrugnął. Ona też traktowała to mieszkanie jak swoje. Jednak zainteresowała go dziewczyna idąca tuż za nią. Wciągnęła walizkę do przedpokoju a sama usiadła na kanapie w salonie.
-Zostaje tu - zakomunikowała Kama do Jese.
-Spoko - pokiwał głową.
-Nie wiem na ile.
-Ok.
-Nie będzie im się dokładać do rachunków.
-Morata pokryje różnice. I tak płaci za Nevę większą część.
-Neva o tym wie?
-Nikt o tym nie wie.
-Jak zawsze. Wrócę jutro, żeby sprawdzić czy żyje.
-Spoko - wgryzł się w szynkę. Kama bez słowa wyszła. Lena weszła do kuchni i spojrzała na chłopaka. Zachowanie siostry jej nie zdziwiło wcale. Kama to Kama, czasem nie warto rozumieć.
-Lena.
-Jese.
-Siostra Kamy i Nevy.
-Widzę.
-Jesteśmy aż tak podobne?
-Nie da się ukryć.
-A ty mieszkasz na górze?
-Tak.
-Zawsze tu wpadasz, gdy ich nie ma?
-Isco jest. Miętosi jeszcze panienkę z wczorajszej imprezy.
-A Neva?
-Oficjalnie?
-Tak.
-Jest u Carloty i Arbeloi.
-A nie oficjalnie?
-Chyba u Koke.
-Kim jest Koke? - Lena zdecydowała się usiąść na blacie obok niego.
-Jej najlepszym kumplem.
-To dlaczego oficjalnie jest w innym miejscu?
-Bo Morata jest o nią chorobliwie zazdrosny, a ona woli nie ryzykować, że pewnego dnia Koke dostanie w pysk.
-Zdradza Alvaro?
-Neva kocha Alvaro i nigdy go nie zdradziła.
-Skąd wiesz?
-Widzę. - Lena spojrzała na niego z ukosa.
-Widzisz?
-Widzę. Gdy umiesz patrzyć to możesz dużo zobaczyć.
-Nauczysz mnie?
-Może. A umówisz się ze mną?
-Nie.
-To nie nauczę - zeskoczył z blatu wcześniej odstawiając sok. - Nara.
-Nara.
Jese machnął ręką i wyszedł. Zjadł, czas opuścić restaurację i pójść do siebie pograć na konsoli. Następnym razem musi postarać się by najmłodsza Velazquez go obsłużyła. Tego w tym lokalu jeszcze nie było, a przecież trzeba podnosić sobie standardy.


Neva miała ochotę rwać sobie włosy z głowy. Z bezsilności zacisnęła pięści i ciężko westchnęła.
-Czy serwetki są naprawdę takie ważne? - spytała siedząca obok niej Carlota Ruiz.
-Niby nie, ale skoro chcę różowe kwiaty w wazonach to serwetki nie mogą mieć granatowych elementów! Miały być różowe! Tylko ta wredna baba ciągle mi bruździ! Czyj to ślub?! Mój czy jej?! - wrzasnęła. Wiedziała, że może wrzeszczeć, bo mąż Carloty zabrał dzieci do ogrodu i teraz krzyczeli znacznie głośniej niż ona.
-Zobaczysz, po ślubie wprowadzisz swoje porządki i pozbędziesz się babska - pogłaskała ją po plecach.
-Carli, ale ty nawet nie wiesz do jakiego szału ona mnie doprowadza! - wstała od biurka i podeszła do okna. - A Alvaro nie reaguje. Jestem już zmęczona tym ślubem, wszystkim. Susana robi co chce, Morata ma na to wyjebane, tylko ja nie umiem! Do tego zgubiłam portfel i muszę wyrobić wszystkie dokumenty! Szału dostanę!
-Maleńka - Carlota podeszła do niej i mocno ją przytuliła. - Wzięłaś na siebie teraz wiele rzeczy, ale spokojnie, dasz radę. Pomogę ci ze wszystkim, ustawimy tą twoją teściową - pocałowała ją we włosy. - Damy radę, maleńka - szeptała. Neva wtuliła się w nią mocno i westchnęła. Carlota była dla niej jak starsza siostra, tylko starsza siostra, która wspiera, a nie hejtuje i załatwia jedynie swoje sprawy. Chociaż wiedziała, że jakby działo się jej coś naprawdę złego to Kama poruszyła by dla niej niebo i ziemię.
-Dzięki, Carli - uśmiechnęła się. - Muszę teraz wysłać Alvaro przykłady tych bukiecików, które przypnę mu do klapy marynarki. Mam już plan jak będzie wyglądał mój bukiet, teraz tylko dostało to jego. Chcę, żeby też decydował.
-Słusznie - pokiwała głową blondynka. - Niech się czuje zaangażowany. On naprawdę bardzo cię kocha.
-Ja jego też, najbardziej na świecie - uśmiechnęła się delikatnie Neva.


Alvaro Morata wszedł do cichego domu i odetchnął z ulgą. Był wykończony po treningu. Opadł na kanapę w salonie i przymknął oczy. Gdy usłyszał kroki na schodach miał ochotę zacząć krzyczeć. Czy jego matka nie jest w stanie zostawić go samego nawet na dzień? Było mu z nią wygodnie, ale bez przesady!
-Dasz mi odpocząć? - warknął, gdy stukanie obcasów słychać było bardzo blisko.
-A myślałam, że porobimy coś razem - odezwał się damski głos, który nie należał do jego matki. Alvaro zerwał się do pozycji siedzącej i ze zdumieniem odkrył, że znajduje się przed nim Alice. Alice siedzącą na oparciu kanapy. Miała na sobie bardzo obcisłą sukienkę w kolorze czerwonego wina i czarne szpilki. Uśmiechała się do niego zalotnie i aż zabrakło mu słów. Wyglądała zjawiskowo.
-A może zrobię ci masaż? Pewnie jesteś zmęczony po ciężkim treningu - usiadła obok niego i chwyciła go za ramiona. Morata nadal był w szoku, więc bez słowa poddał się zabiegowi. Drobne ręce Alice masowały jego ramiona, ale jej dotyk sprawiał, że był jeszcze bardziej spięty.
-Odpręż się - roześmiała się perliście. - Twoja mama powiedziała, że będziesz dziś sam wieczorem, więc pomyślałam, że spędzimy go razem. Bez sensu siedzieć tam samemu. Może poszlibyśmy na jakąś kolację i do kina, co ty na to?
-Eee... - zająknął się. - Wiesz, ja muszę wybrać coś do ślubu z Nevą.
-Twoja dziewczyna przyjeżdża? - uśmiechnęła się sztucznie.
-Nie, nie, nie. Wyśle mi opcje na maila i potem to obgadamy przez telefon chyba...
-To zrobisz to potem. Jakieś babskie pierdoły ci nie uciekną! - wstała chwytając go za rękę.
-W sumie... - mruknął. Miał ochotę na kieliszek dobrego wina i jakiś film. A dziś to nawet nie wiedział co konkretnie Neva od niego chce. O czymś mówiła, ale on kompletnie nie mógł sobie przypomnieć o co chodzi. - Dobrze - wstał. - Daj mi tylko chwilę, przebiorę się i jestem gotowy.
-Dobrze - pokiwała głową. Piętnaście minut później Morata jechał ulicami Turynu swoim czarnym Audi w towarzystwie długonogiej Alice, a Neva bez skutku próbowała się do niego dodzwonić. W pośpiechu zapomniał zabrać komórki, która wibrowała jak szalona na kanapie w salonie.



------------------
Odcinek piąty prosto dla Waszych oczu!

Ponawiam ogłoszenia parafialne - Facebook - zachęcam do polubienia, bo tam będą pojawiać się wszelkie informacje odnośnie jakiś opóźnień, i takich tam. Do tego zawsze będzie pojawiał się fragment przedpremierowy ;)
A tu do posłuchania -> klik 

2 komentarze:

  1. Alice będzie jednocześnie taką żmiją i marionetką mamusi Alvaro, tak myślę.
    Teraz nasuwa się pytanie - Dlaczego Villa tak zareagował na siostry Velazquez? :D Co ta Kama nawywijała?
    Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. w ogóle chcę Ci powiedzieć, że trochę mi humor poprawiłaś! dziękuję!! aczkolwiek, powrócmy do rozdziału: oj, nieładnie, Nando... bardzo nieładnie! a Lenka to wykorzystuje...:D aczkolwiek David wygrał XDDDDD
    oj, David też ma nie za ciekawe wspomnienia z siostrzyczkami? :D
    Jese to taki wygodnicki, płakam trochę XDDD ...nie, nie wierzę, jaki on komunikatywny XD
    '-Może. A umówisz się ze mną?
    -Nie.
    -To nie nauczę ' TO WYGRAŁO, PŁACZĘ KUŹWA XDD
    nie, nie wierzę. Alvaro, Ty dajesz się nabić mamuśce w butelkę! i nawet nie jesteś tego świadomy!! ;-; nie, skopię mu dupę, a potem poprawię jego matce XD
    cóż mogę powiedzieć, prócz tego, że pozostało mi czekać na kolejny odcinek tejże pasjonującej historii?:D

    OdpowiedzUsuń